Diablo III: Zakon
Diablo III: Zakon
Autor: Nate Kenyon
Meeeeh, książki na podstawie gier budzą zawsze kontrowersje. Legendarna i epicka seria gier Diablo zebrała fanów całego świata. Sam dałem się oczarować i spędziłem w niej setki (jak nie tysiące) godzin. Diablo 1 pogrywałem na konsoli, z kolei Diablo 2 z rozszerzeniem Lord of Destruction to najdłużej katowana przeze mnie gra tej serii. Wspaniały klimat, mnóstwo grindowania i to co najważniejsze… zjednoczone community, bardzo aktywne na forach i grupach dyskujsyjnych. Ta gra to coś więcej niż tytuł do przejścia, to masa wspomnień, przyjaźni, kłótni, walk i przygód, a wszystko by mieć jak najlepiej ubraną postać! Ahh, rozmarzyłem się i bardzo odbiegłem od tematu. Diablo 3 to już nowość… poświęcę jej tyle czasu ile moim zdaniem była warta – jest ok, ale cały klimat się ulotnił.
Książka Diablo III: Zakon to jedna z historii „pobocznych”, która nawiązuje do kultowej serii gry. Jest to świetne, że do „growej” fabuły i postaci są tworzone powieści, które żyją własnym życiem, ALE, niestety zawsze jest pewne ale… czy to nie jest delikatna przesada? Chodzi mi dokładnie o jeden fakt, książka opisuje losy Deckarda Caina, starego maga, który poszukuje informacji i stara się odnaleźć pradawny zakon Horadrimów (sam również staje się później jego członkiem, co wiemy z gry) – bractwo, które założył archanioł Tyrael powołane do walki z demonami. Kontynuując wątek mojego przyczepienia się, Decard Cain w trzeciej części Diablo gry ginie… i to na początku, czy nie można było więc tej opowieści podpiąć pod część drugą, gdzie jego postać jest tak ważna? Kolejną rzeczą do której muszę się przyczepić jest fakt, że książkę momentami czyta się bardzo topornie – jest nudnawa, za bardzo szczegółowa, dialogi przydługie. Mimo wszystko staram się na to przymknąć oko, bo doskonale rozumiem autora i te zabiegi, które miały wciągnąć czytelnika w świat Diablo, a zwłaszcza takiego, który nie miał do czynienia z grą.
Wracając do samej książki i tym co przeczytałem, będę pisał w kontekście osobnej opowieści nie patrząc na doskonale znaną fabułę gry. Tytułowy zakon i jego ostatni przedstawiciel Deckard Cain – stary mędrzec, który na całe życie obrał główny cel Horadrimów (bo tak nazywali się członkowie tego zakonu), zniszczyć trzech „Najwyższych złych” – tytułowego Władcę Grozy – Diablo, Władcę Nienawiści – Mefisto oraz Władcę Zniszczenia – Baala, czyli tzw. Mroczną Trójcę. To zadanie z sukcesem wykonali przed laty i chociaż legendy mówią i och wielkości, a bardowie śpiewają o wielkich bitwach, w których zwyciężyło Niebo, to sam zakon wymiera. Ostatnie zapiski całej wiedzy o latach wojen znajdują się w torbie starca, a wraz z jego schyłkiem przepaść może cała historia.
Społeczeństwo żyje w ciągłym strachu, co raz przelatują plotki o nadchodzącej wojnie, o rosnącej potędze czarnych mocy i w tych plotkach Deckard dowiaduje się, że jednak nie jest ostatni, że są inni z zakonu Horadrimów, tylko dlaczego się przed nim ukrywali? Postanawia za wszelką cenę ich odnaleźć a jego sojusznikiem staje się Lea – ośmioletnia dziewczynka, która, jak twierdzą niektórzy, jest przeklęta. Czasu na wyjaśnienia jest coraz mniej i to czy uda mu się zdążyć przeczytajcie sami.
Ode mnie mogę polecić osobom, które chcą zgłębić wiedzę o bohaterach gry, ale również chcą poznać świat Diablo. Stabilne 6/10
Książka do kupienia w sklepie taniaksiazka.pl