Finał, którego nie było, czyli recenzja 2. sezonu „Rodu Smoka” (Spojlery!)
„Ród Smoka” to produkcja HBO osadzona w uniwersum „Pieśni Lodu i Ognia”. Po nieudanym zakończeniu 8. sezonu najpopularniejszego serialu na świecie, jakim była „Gra o Tron”, serial dawał nadzieję na powiew świeżości i odczarowanie złej renomy, na jaką uniwersum zasłużyło sobie po kompletnie skopanym zakończeniu serii.
Pierwszy sezon „Rodu Smoka” dał wielu z nas nadzieję na powrót tych samych niesamowitych emocji, jakie „Gra o Tron” dostarczała w czasach sezonów 3. i 4. Dlatego po udanej premierze 1. sezonu i jego emocjonującym zakończeniu z niecierpliwością czekaliśmy na sezon 2.
Wstęp
Niepokój wokół 2. sezonu zaczął się pojawiać już w chwili, gdy dowiedzieliśmy się, że za sprawą nowych władz spółki zarządzającej HBO, sezon 2 został skrócony z 10 do 8 odcinków. Dodatkowo niepokoju nie uspokajały doniesienia o strajkach scenarzystów, które zatrzęsły Hollywood w czasie trwania zdjęć do „Rodu Smoka”. Mimo wszystko zapewniano widzów, że te sytuacje nie wpłyną na jakość produkcji. Czy była to prawda?
Zacznijmy od tytułów poszczególnych odcinków, jak już wspomnieliśmy, w 2. sezonie mieliśmy 8. Były to odpowiednio:
- A Son for a Son (tłum. Syn za syna)
- Rhaenyra the Cruel (tłum. Rhaenyra Okrutna)
- The Burning Mill (tłum. Bitwa pod Płonącym Młynem)
- The Red Dragon and the Gold (tłum. Czerwony Smok i Złoty)
- Regent (tłum. Regent)
- Smallfolk (tłum. Prostaczkowie)
- The Red Sowing (tłum. Czerwone Nasiona)
- The Queen Who Ever Was (tłum. Królowa, którą zawsze była)
Cisza przed burzą? – odcinki 1-3
Wydarzenia w drugim sezonie „Rodu Smoka” zaczynają się bezpośrednio po tych z zakończenia 1. sezonu, gdzie bohaterowie mierzą się z konsekwencjami nieszczęśliwego wypadku, prowadzącego do zabójstwa Lucerysa Velaryona przez Aemonda Targaryena. Z jednej strony obserwujemy Rhaenyrę pogrążoną w żałobie, usiłującą odnaleźć ciało syna, aby móc w pełni przeżyć swoją stratę. Z drugiej strony Daemon, niesiony chęcią zemsty, zleca zabójstwo księcia Aemonda, które jak się później okaże, przeradza się w zabójstwo niewinnego kilkuletniego Jaehaerysa, syna Aegona II.
W obozie Zielonych możemy zauważyć wyparcie ze strony Alicent Hightower i jej ojca, Ottona, którzy próbują racjonalizować swoje działania, odsuwając od siebie winę za śmierć Lucerysa. Jednocześnie warto wspomnieć, że w tym sezonie Alicent zasłużyła nie tylko na tytuł najgorszej matki na świecie, ale również hipokrytki, ciągle użalającej się nad swoim losem, niepotrafiącej przyznać się do błędu.
Po pierwszym odcinku liczyliśmy na dalsze rozwinięcie akcji. W odcinkach 2 i 3 obserwujemy skutki złych decyzji bohaterów, które prowadzą do nieuchronnej wojny. Zieloni po śmierci Jahaerysa wykorzystują to tragiczne wydarzenie w propagandzie, mającej na celu zdyskredytowanie Rhaenyry jako królowej. Jednocześnie Alicent zaczyna dostrzegać błędy, jakie popełniła, a także to, jak szybko zostaje odsunięta od władzy przez mężczyzn, których prawa do tronu tak ochoczo wspierała. Z kolei w obozie Czarnych, jedynymi rozsądnymi osobami wydają się Rhaenyra i Rhaenys, z czego ta druga szybko domyśla się, że za zleceniem zabójstwa Jahaerysa stoi Daemon.
Generalnie, odcinki 2-3 pokazują nam, że Rhaenyra i Rhaenys jako jedyne próbują uniknąć wojny, mimo że otaczają je mężczyźni łaknący krwi. Mądrość Rhaenyry jest szczególnie widoczna, gdy decyduje się wyruszyć do Królewskiej Przystani, by spotkać się z Alicent w nadziei na pokojowe rozwiązanie konfliktu. Scena kończąca 3. odcinek, w której Rhaenyra uświadamia Alicent, że ta błędnie zrozumiała ostatnie słowa Viserysa, była jedną z najmocniejszych. Alicent mylnie sądziła, że Viserys wybrał Aegona II na swojego następcę, gdy w rzeczywistości mówił o przepowiedni Aegona I, dotyczącej Pieśni Lodu i Ognia. Atmosfera tej sceny wzbudziła w nas apetyt na kolejne odcinki.
Najlepszy i najsmutniejszy odcinek sezonu – odcinek 4
Po tym, jak Rhaenyra zrozumiała, że wszystkie możliwości pokojowego zakończenia wojny spełzły na niczym, postanowiła użyć smoków w walce. Ten odcinek został uznany za najlepszy nie bez powodu. Mieliśmy tu do czynienia z walką aż trzech smoków. Do ostatniej chwili wstrzymywaliśmy oddech, gdy Rhaenys na smoku Meleys najpierw szybko rozprawiła się z Aegonem II dosiadającym Sunfyre’a, by następnie stawić czoła największej i najstarszej smoczycy, Vhagar, dosiadanej przez Aemonda. Niestety, był to także najsmutniejszy odcinek, ponieważ pod jego koniec byliśmy świadkami śmierci Rhaenys i jej smoczycy Meleys. Po tym odcinku mieliśmy nadzieję, że akcja przyspieszy, a starcia smoków będą kontynuowane.
Chodzimy i gadamy, mało robimy – czyli odcinki 5-6
Kolejne dwa odcinki były rozczarowujące. Zamiast bitew, obserwowaliśmy bohaterów snujących się po kolejnych lokacjach, zastanawiających się, co dalej. Rhaenyra, zrozpaczona po śmierci Rhaenys, szuka nowych jeźdźców smoków. Tymczasem Aemond po niemal zabójstwie swojego brata zostaje regentem i całkowicie odsuwa swoją matkę od Małej Rady. Niestety, wątek Daemona w Harrenhal był nudny i zmarnowany. O tych odcinkach nie warto pisać więcej.
Czerwone nasienie – nowi jeźdźcy smoków
W odcinku 7 akcja wreszcie nieco się ożywiła. Mieliśmy krwawy „casting” na nowych jeźdźców smoków. Adam z Hull dosiadł Seasmoke’a, dosiada Seasmoke’a – smoka należącego wcześniej do zmarłego Laenora Velaryona. Rhaenyra, widząc potencjał w tym młodym chłopaku, nie tylko odzyskała nadzieję na wygraną, ale także zdecydowała się szukać kolejnych jeźdźców wśród bękartów Targaryenów, przypominając nam, że to dziedzictwo smoczej krwi, a nie tylko imię, determinuje losy tej rodziny.
Sceny z Vermithorem, dawnym smokiem Jaehaerysa I, oraz Srebrnoskrzydłą robiły duże wrażenie. Vermithor – gigantyczny, sędziwy smok, który nie miał jeźdźca od lat – pokazał swoją potęgę, wyzwalając szał i rzeź na młodych bękartach, próbujących go osiodłać. Ta brutalna scena przypomniała nam, że smoki, choć są potężnymi sojusznikami, są równie niebezpieczne, nieprzewidywalne i dzikie. To nie człowiek kontroluje smoka, ale raczej musi go okiełznać, co zawsze niesie ze sobą śmiertelne ryzyko. Kiedy Aemond, będący świadkiem siły nowych smoków Rhaenyry, ucieka w popłochu, widzowie mogli poczuć satysfakcję – ta scena wywołała na wielu twarzach triumfalny uśmiech. Był to moment, w którym czuliśmy, że Rhaenyra ma jeszcze szansę.
Finał, którego nie było czyli jak skopać zakończenie – odcinek 8
Oczekiwaliśmy epickiego finału, spektakularnej walki i dramatycznego rozwiązania konfliktu, a zamiast tego dostaliśmy... coś zupełnie innego. Zamiast emocjonującej bitwy, dostaliśmy kolejne długie rozmowy, które nie posunęły fabuły o wiele do przodu. Odcinek 8, zatytułowany "The Queen Who Ever Was", zamiast przynieść nam długo wyczekiwaną konfrontację, kończy się wizją Daemona, która okazuje się bardziej prorocza niż jakakolwiek rzeczywista akcja. Wizja przedstawia jego upadek, śmierć, ale jednocześnie ujawnia, że to Rhaenyra zawsze była tą prawowitą królową, której przeznaczeniem było panować nad Siedmioma Królestwami.
Efekty specjalne w scenie wizji pozostawiały wiele do życzenia – CGI było słabe, co tylko dodatkowo podkreślało nasze rozczarowanie, że zamiast wielkiej bitwy o tron, dostaliśmy jedynie emocjonalną podróż w głąb umysłu Daemona. Mimo że ta sekwencja miała na celu pokazanie głębszych rozterek bohatera, wydawało się, że to próba wypełnienia odcinka na siłę, zamiast dostarczenia widzom tego, na co liczyliśmy przez cały sezon. Fani mieli nadzieję, że Daemon, jeden z najbardziej bezwzględnych graczy w tej politycznej grze, dostarczy nam finałową dawkę krwi i zniszczenia, a zamiast tego dostaliśmy melancholijną wizję, która tylko przewiduje jego przyszłą śmierć.
Dla fanów poprzedniej serii, w tej wizji dostajemy to, czego zabrakło w 8. sezonie "Gry o Tron" – jednoznaczny dowód na to, że to Daenerys Targaryen jest „Księciem, którego obiecano” i zawsze nim była!
Na sam koniec, ku zaskoczeniu wszystkich, Alicent ponownie wyciąga rękę do Rhaenyry z propozycją pokojowego rozwiązania konfliktu. Choć ich spotkanie ma charakter bardziej emocjonalny, niż strategiczny, pozostawia nas bez ostatecznego rozwiązania. Czy wojna zostanie zażegnana, zanim naprawdę się rozpocznie? Czy może to tylko chwilowe zawieszenie broni? Twórcy serialu zostawili nas w zawieszeniu, nie dając wyczekiwanego rozstrzygnięcia, a jednocześnie budując napięcie na kolejny sezon. Widzowie czują, że czeka ich kolejny rok niepewności i oczekiwania na rozwinięcie wątków, które miały znaleźć swój finał już teraz.
Oni temu winni?
Przeanalizujmy teraz, kto jest odpowiedzialny za to, jak zakończył się ten sezon. Odpowiedź jest prostsza, niż mogłoby się wydawać. Z informacji, które wyciekły do prasy, wynika, że decyzją władz HBO zdjęcia na planie „Rodu Smoka” zostały przedwcześnie zakończone, a liczba odcinków, jak wspomniano, skrócona z 10 do 8. Dodatkowo scenarzystom narzucono, że mają pracować z tym, co zostało już nagrane, i ułożyć fabułę z dostępnego materiału. Okazuje się, że najmocniejsze sceny tego sezonu miały pojawić się właśnie w odcinkach 9-10, których nie nagrano z powodu chciwości nowych władz stacji. Tak oto finał obiecującego serialu został zmarnowany. Oczywiście, będziemy czekać na sezon 3, ale będzie to oczekiwanie pełne niepewności i obaw, że seria spotka ten sam los co „Wiedźmin” od Netflixa…
A co wy sądzicie o 2. sezonie „Rodu Smoka”? Będziecie czekać na sezon 3? Koniecznie dajcie nam znać. Komentarze są wasze!