"Dungeon Crawler Carl" (Tom 1): Humorystyczny i brutalny skok w apokaliptyczne reality show
Przeglądając Kindle’a, po raz kolejny starałem się unikać rekomendacji książek, które proponowały mi wysysające duszę romanse wampirów, albo 50-tomowe eposy z mapami tak skomplikowanymi, że wymagają małego doktoratu z kartografii. I wtedy, niczym rycerz w lochach z butami narracyjnego wyczucia czasu +3, pojawił się "Dungeon Crawler Carl".
No i kliknąłem.
Nie spałem przez dwa dni.
Witamy w Apokalipsie! Życzymy miłego pobytu.
"Dungeon Crawler Carl" autorstwa Matta Dinnimana zaczyna się od konceptu tak absurdalnie ponurego i jednocześnie komicznego, że wciąga od pierwszej strony. Ziemia, drodzy czytelnicy, została zniszczona. Bum. Koniec. Ale zanim zaczniecie opłakiwać los ludzkości, trzymajcie się – nie wszyscy ludzie zginęli. Zamiast tego zostali wrzuceni w intergalaktyczne reality show, które jest jednocześnie rzeźnią, znane jako Dungeon Crawler World.
Zasady są proste: załóż swój najlepszy ekwipunek, wybierz klasę i zacznij schodzić poziomami pełnymi śmiertelnych pułapek, potworów i złośliwców prowadzących program. Przeżyjesz? Możesz wygrać fantastyczne nagrody! Zginiesz? Przynajmniej zrobisz to z dramatycznym rozmachem na oczach miliardów widzów.
I tutaj wchodzi nasz protagonista – Carl. Po prostu Carl. Żadnej przepowiedni, żadnego ukrytego dziedzictwa ani sekretnej mocy. Po prostu facet w bokserkach, który miał nieszczęście gonić kota swojej dziewczyny w mroźny wieczór, księżniczkę Donut gdy nadeszła apokalipsa. Oto nasz bohater. Facet z niczym prócz sprytu, bokserek i kota, który doskonale wie, że jest królewskością w kociej postaci.
Reality Show spotyka mroczny humor i mechaniki RPG
Co sprawia, że "Dungeon Crawler Carl" jest tak wciągający (a czasem powoduje egzystencjalny kryzys), to jego zdolność do łączenia mrocznego świata z absurdalnym humorem. Wyobraźcie sobie: Carl i Donut trafiają do lochu, gdzie wszystko ma pasek życia, system ekwipunku i NPC-ów o drzewkach dialogowych tak pomocnych jak zepsuty automat do napojów. Każdy poziom lochu to koszmarne Airbnb, pełne coraz dziwniejszych (i bardziej zabójczych) stworzeń – od myślących automatów z przekąskami, przez orków-księgowych, po gobliny wyglądające, jakby pracowały jako ochroniarze w centrum handlowym. A podłogi lochu zapadają się, jeśli zwlekasz z przejściem dalej. Bez presji.
Ale Carl? Carl ma to gdzieś. Nie jest typowym bohaterem, który gubi się w statystykach i zastanawia, czemu jego umiejętności miecza mają wartość zerową. Nie, Carl jest wkurzony. Sarkastyczny. Ma energię kogoś, kto nie prosił o żadne z tego i zamierza przeżyć, po drodze pokazując środkowy palec każdemu kosmicznemu widzowi.
I jest Donut, prawdziwa gwiazda tej książki. Wyobraźcie sobie kota, który nie tylko mówi, ale jest też przekonany, że jest królową świata. Dodajcie do tego zaklęcia ognia, niepohamowany apetyt na łupy i zdolność wyrażania pogardy jak nikt inny. Donut nie tylko przeżywa – ona kwitnie. To jakby Garfield wszedł do MMORPG i postanowił rządzić.
"Leveling Up" nigdy nie był tak zabawny i brutalny
Jednym z największych atutów "Dungeon Crawler Carl" jest perfekcyjne satyryczne podejście do mechanik RPG. Wszyscy znamy te gry, gdzie zbierasz łupy, które w 95% są bezużyteczne, licząc na jedną dobrą rzecz. Carl dokładnie to przeżywa. Jego ekwipunek to zbieranina dziwactw: gumowa kaczka, podejrzane mikstury i broń niewiele lepsza od zwiniętej gazety. A jednak – w prawdziwym stylu gracza – daje radę.
System poziomów? Jeszcze bardziej absurdalny. Umiejętności wahają się od „rzeczywiście przydatnych” (zdolności bojowe) po „co to w ogóle jest?” (coś związanego z musztardą, jeśli dobrze pamiętam). Śledzenie, jak Carl i Donut radzą sobie z tym wszystkim, przypomina oglądanie kogoś grającego w grę na czas, z zawiązanymi oczami i po kilku drinkach. Zabawne? Bardzo. Stresujące? Jeszcze bardziej.
Ale tutaj tkwi haczyk: pomimo humoru, książka nie unika ciemniejszej strony swojej fabuły. Ludzie giną – brutalnie, czasem komicznie, ale często w sposób, który sprawia, że aż się wzdrygasz. Stawka jest realna. Loch to nie tylko szalone pole zabawy – to śmiertelna pułapka dla rozrywki krwiożerczej kosmicznej publiczności. I z czasem zaczynasz dostrzegać przebłyski większej historii – takiej, która może prowadzić do obalenia całego tego chorego systemu.
Styl pisania: cięty, sarkastyczny i zaskakująco poruszający
Matt Dinniman ma talent do pisania prozy, która wręcz krzyczy: „spróbuj się nie zaśmiać”. Dialogi są ostre jak brzytwa, pełne dowcipu i ripost, które odbijają się jak zbłąkane kule ognia. Narracja Carla to mieszanka frustracji, determinacji i humoru.
A co naprawdę zaskakuje? Emocjonalna głębia. Tak, książka to głównie zabijanie wściekłych wiewiórek i szukanie jedzenia dla kota w apokalipsie, ale pod tym wszystkim kryje się opowieść o wytrwałości, przyjaźni i ludzkim (oraz kocim) duchu. Więź Carla i Donut jest naprawdę wzruszająca – w stylu „umrę za tego kota”.
Podsumowanie: Loch wart eksploracji
Czy warto przeczytać "Dungeon Crawler Carl"? Absolutnie. Chyba że jesteś uczulony na dobrą zabawę, wtedy wracaj do 12-tomowych sag o elfickich dramatach politycznych.
Ta książka to szalona jazda od początku do końca – idealne połączenie śmiechu, akcji i momentów, w których łapiesz się na myśleniu: „Serio płaczę przez kota?”. To świeże spojrzenie na gatunek dungeon crawlerów, które kpi z klisz, jednocześnie czerpiąc z nich garściami.
Jeśli szukasz czegoś, co przypomina chaotyczną sesję D&D prowadzoną przez Mistrza Gry po litrze kawy, "Dungeon Crawler Carl" jest właśnie dla ciebie. A teraz, wybaczcie, muszę znaleźć kota i zacząć go szkolić na apokalipsę. Na wszelki wypadek.