Brzdęk - Nie drażnij smoka
Kiedy wydawnictwo Dire Wolf wraz z Renegade wydawali w 2016 roku ot kolejną grę planszową o tytule „Clank! A Deck – Building Adventure“, podejrzewam, że nikt z nich nie był gotów na sukces jaki mieli odnieść. Gra wdarła się przebojem na listy najgorętszych tytułów wyprzedając nakład za nakładem. Kosiła niczym rozpędzona kosiarka wszelkie nagrody w tym prestiżową przyznawaną przez Stowarzyszenie Mensa. Można sobie tylko wyobrazić wojnę, chyba tylko porównywalną do tej o Jedyny Pierścień, jaką musiały stoczyć wydawnictwa na całym świecie o prawa do wydania na swoich rodzimych rynkach. Każdy geek wiedział czym jest Clank! Ale…o co właściwie tyle brzdęku i szumu?
W grze Brzdęk! Nie drażnij Smoka, wydanej w Polsce pod szyldem Lucrum Games. Gracze wcielają się w rabusiów, którzy niczym Indiana Jones muszą zejść do głębokich lochów w celu zdobycia najrzadszych artefaktów. Cel? Zagrabić jak najwięcej i uciec na powierzchnię. Ale co by to było za życie grabieżcy, gdyby nie można było zatańczyć argentyńskiego tanga na krawędzi ryzyka? W najgłębszych otchłaniach już zaciera swoje łapki tytułowy smok, który niczym Smaug (pozdro dla geeków;)), pilnuje swoich świecidełek.
Brzdęk to nic innego jak dziecko skrzyżowane przez gatunki deck buildingu i dungeon crawlera. Ulepszanie swojej talii kart i pełzanie po lochach. Gracze wyposażeni jedynie w swoje karty startowe będą wydawali własne punkty umiejętności na zakup co raz to lepszych kart, za pomocą których życie rabusia staje się prostsze. Będziemy zdobywali nowe przedmioty, pokonywali najróżniejsze pokraki pełzające w podziemiach oraz w miarę upływu gry (oby!) się wzbogacali, próbując tym samym nie narobić hałasu, czyli tytułowego brzdęku. Gdy nasza noga potknie się zbyt wiele razy (a gwarantuję wam, że się potknie), ze snu zbudzi się smok, zsyłając na graczy swą nieposkromioną furię!!! No dobra, lekko mnie tu poniosło…
Znając już ogólny zarys fabularny, co sprawiło że Brzdęk! odniósł tak spektakularny, międzynarodowy sukces? To co zawsze powtarzam, za wielkim sukcesem każdej planszówki stoi jej prostota. Gra jest prościusieńka. Zasad uczymy się w niespełna parę minut. Informacje pudełkowe mówią 12+. Bzdura! Mój 8letni syn gra ze mną regualarnie (dość regularnie mnie ogrywając). Gra nie sprawia mu najmniejszych problemów. Jego również dopadł fenomen tej planszówki zachęcając mnie do kupowania kolejnych dodatków, których wyszło już chyba pierdylion. Idąc dalej, tematyka. Tutaj pomysłodawcy uderzyli w gusta chyba większości grajków. Kto z nas choć troszkę nie lubi fantastyki? Pięknie zilustrowana plansza zamczyska oraz znajdujących się pod nią lochów zachwyca oko od pierwszej rozgrywki. Ilustracje na kartach okraszone humorystycznym tekstem potrafią na chwilkę oderwać gracza od toczącego się na planszy wyścigu po skarby. Ogromnym plusem tytułu jest fakt, iż gra regrywalnością stoi. Nigdy nie będziecie mieli dwóch takich samych rozgrywek. Sto różnych ścieżek zwycięstwa, obieranie odpowiedniej dla nas ścieżki, strategii, dwustronna plansza(!) oraz niezliczona ilość kart zapewniają bezkres doznań. Multum godzin móżdżenia zagwarantowane. A jeśli już jakimś cudem gra wam się znudzi, to na sklepowych półkach czekają już dodatki, z których każdy wprowadza do rozgrywki nie tylko nową planszę, ale również nowe mechaniki. Nic, tylko brać i grać!